Lepszy pakt z diabłem niż z Polakami. Piekielny wybór Beneša
  • Grzegorz JaniszewskiAutor:Grzegorz Janiszewski

Lepszy pakt z diabłem niż z Polakami. Piekielny wybór Beneša

Dodano: 
Piechota czechosłowacka maszerująca z karabinkami vz. 24.
Piechota czechosłowacka maszerująca z karabinkami vz. 24. Źródło: Wikimedia Commons
Kryzys monachijski był jednym z kamieni milowych na drodze, która prowadziła do II wojny światowej. Układ kończący konferencję w tym mieście miał przynieść trwały pokój, w rzeczywistości zaś doprowadził do wybuchu największego konfliktu w dziejach ludzkości.

Arbitralna decyzja, podjęta przez kluczowych międzynarodowych graczy, wpłynęła na mniejsze, środkowoeuropejskie państwa, wywołując falę zdarzeń nieuchronnie prowadzących do wybuchu wojny. Bezpośrednią ofiarą paktu była oczywiście Czechosłowacja. Polakom – mimo że odgłosy nadciągającej burzy były już wyraźne – monachijski układ kojarzy się głównie z różnie ocenianą aneksją Zaolzia.

Kryzys nie nastąpił niespodziewanie. Konferencję poprzedził ciąg wypadków, sprokurowanych przez głównych graczy europejskiej polityki, na które Czesi często mieli ograniczony wpływ. Opisu owego pasma wydarzeń podjął się Piotr M. Majewski, profesor w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, specjalizujący się w historii Czechosłowacji i stosunkach czesko-niemieckich. Efekt? Zaskakująco ciekawa lektura, jak na - wydawałoby się - nudny temat i ponad 500 stron objętości pracę. W dodatku strawna nie tylko dla zagorzałych miłośników historii.

Okładka książki

Nietypowa jest forma książki. Zamiast podsuwać czytelnikowi obszerne historyczne wywody na tematy związane z ówczesną sytuacja międzynarodową i wewnętrzną Czechosłowacji, autor prowadzi czytelnika niemalże dzień po dniu od końca grudnia 1937 r., aż do tragicznego finału, a nawet wybiega w powojenną przyszłość. Nietypowa jest również jej treść. Przedstawiając fabularyzowane fragmenty rozmów najważniejszych uczestników wydarzeń i dyplomatyczne dokumenty, Majewski przeplata je biografiami i zdjęciami polityków, nie unikając opisywania ich słabości i przyzwyczajeń. Przywołuje opisy wydarzeń z praskich ulic albo z czeskiej prowincji. Z Hradczan albo kancelarii Hitlera akcja swobodnie przenosi się do czeskiej gospody, czy na posterunek policji w Sudetach. Nie przeszkadza to dobremu osadzeniu przedstawianych wydarzeń w ówczesnej sytuacji międzynarodowej, przy zachowaniu metodyki pracy naukowej.

Nieznośna lekkość czeskiego bytu

Bismarck uważał Czechy za wzniesioną przez samego Boga twierdzę, umożliwiającą panowanie nad Europą Środkową. W istocie Czesi (w mniejszym stopniu zdominowani przez nich Słowacy, o mieszkańcach zacofanego Zakarpacia nie wspominając) mogli czuć się w okresie międzywojennym wybrańcami losu. Stworzone w praktyce z niebytu przez Masaryka i Beneša państwo wyróżniało się wśród sąsiadów. Potężny, odziedziczony po austro-węgierskiej monarchii przemysł dawał dobrze płatną pracę rzeszom nieskorych do komunizowania robotników i zabezpieczał byt klasy średniej, której Rumunii czy Polacy mogli tylko pozazdrościć. System polityczny, w którym przywódcy pięciu głównych partii zwykle meldowali niekwestionowanemu liderowi państwa Tomaszowi Masarykowi (a później Edwardowi Benešowi), że „dogadali się, że się dogadają” sprzyjał stabilności. Wreszcie sojusze - w ramach Małej Ententy, z Francją, a później i ze Związkiem Radzieckim, pozwalały Czechom i Słowakom patrzeć w przyszłość ufniej niż obywatelom wielu państw tej części Europy.

Edvard Beneš podczas wizyty w Brnie, 1938 rok.

Coś jednak w końcu poszło nie tak. Pragmatyczni Czesi uniknęli co prawda losu Polski i ocalili tkankę narodu i infrastrukturę, ale nie uniknęli upadku państwa, przekształcając się ostatecznie w dziwaczny twór pod niemieckim zarządem, który ni to znacząco wspomagał III Rzeszę w wysiłku wojennym jako sojusznik, ni to - w typowo szwejkowski sposób - wysiłek ten sabotował.

Brakujący element

Co jest w książce zaskakujące, to jak mało miejsca poświęcono udziałowi Polski w tej drodze do wojny. Stosunki polsko-czechosłowackie w międzywojniu są ledwo zarysowane, zajęcie Zaolzia rytualnie potępione, nie brak też aluzji do polskiego nacjonalizmu, który „odbiera rozum” i polskiego pobrzękiwania szabelką.